Powered By Blogger

środa, 18 kwietnia 2012

Wracam ale nie ze zdjęciami ;D

CZĘŚĆ I

„Co za męczący dzień.” Pomyślał kładąc się do swojego wielkiego łóżka z baldachimem.
Okrył się kołdrą w niebieskim odcieniu i momentalnie zasnął, oddając się w objęcia Morfeusza.
Spał bardzo niespokojnie. W snach nawiedzały go okropne wizje, pełne twarzy śmiejących się upiornie. Obudził się zlany potem i od razu zorientował się, że coś jest nie tak.
W pomieszczeniu było nienaturalnie ciemno, zważywszy na to, że miał w pokoju dwa wielkie okna. Okna których teraz nie było. „To nie jest moja sypialnia!!!” Krzyknął w myślach dostając olśnienia. „Ale jeśli to nie moja sypialnia, to gdzie ja u licha jestem? A może to nadal sen? To by wszystko tłumaczyło. Tylko jak mam się z niego wybudzić?” Westchnął głęboko i od razu tego pożałował. Smród który poczuł był potworny. Dostał natychmiastowego ataku kaszlu. Był to odór starego moczu, krzepnącej krwi, potu i jakby, piwnicznej stęchlizny. Spazmatycznie łapał powietrze, co dało negatywny efekt, w postaci silniejszego kaszlu. Gdy przyzwyczaił się do tego smrodu, na tyle żeby spokojnie oddychać, wytężył wzrok, by dowiedzieć się co to za miejsce.
W ciemności majaczyły jakieś kształty, ale nie mógł ich zidentyfikować. Zaczął po omacku, szukać jakiegoś włącznika światła. Szczęście się do niego uśmiechnęło. Znalazł. Nacisnął plastikowy przycisk i pod sufitem zapaliła się brudna żarówka, dająca nikłe światło na pomieszczenie.
Mały pokój, który zobaczył, jeżeli pokojem można to nazwać, miał ściany jakby wykute w skale. Obok pryczy, na której leżał, stał stary, zniszczony stolik, a naprzeciwko obskurny sedes. Zaraz przy nim, była prawie czarna już umywalka, a nad nią pożółkłe lustro.
Wstał z pryczy, krzywiąc się lekko z powodu bólu w plecach. Podszedł do lustra i spojrzał w nie. Podskoczył zaskoczony, łapiąc się za serce. „To niemożliwe!!!” myślał gorączkowo, „niemożliwe, to jakiś absurd. Chory żart.” Spojrzał jeszcze raz w brudne zwierciadło lustra, żeby się upewnić, czy aby nic mu się nie przywidziało. Nie. Dobrze widział. W lustrze, spoglądał na niego, zdziwionymi i zmęczonymi oczyma, stary mężczyzna z długimi siwymi włosami.
Trzydniowy zarost, pokrywał upstrzona zmarszczkami starości, twarz. Ostrożnie dotknął czoła, przejechał ręką po tłustych włosach.
Nic z tego nie rozumiał.
Odkręcił kran w celu obmycia twarzy. Z metalowej rurki, popłynęła brązowa ciecz, która w żadnym razie, nie przypominała wody. Czym prędzej, zakręcił kurek i oparł się obiema rękami o umywalkę.
„Co ja mam teraz niby zrobić? Przecież to jakaś niedorzeczność.” Zaczął się zastanawiać. „Muszę się kogoś zapytać, co się tu dzieje. Gdzie! Jakie zapytać? Mi już kompletnie odbiło. Kogo ja mam zapytać. Siedzę sam w cholernej, śmierdzącej piwnicy, w nie swoim ciele. Kogo zapytać? O Co? Nie, nie, nie, to musi być sen.” Ale coś, taki bardzo realistyczny- podsunął mu złośliwy głosik w głowie.
„Pięknie. Słysze głosy. Co ja mam teraz zrobić do cholery. Przecież to wszystko, można na pewno jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Nie, nie można.” Przyznał się przed samym sobą.
Z minuty na minutę zaczął popadać w coraz większą panikę.
„Ale ze mnie debil.”Krzyknął w myślach. „ A może drzwi są otwarte, nawet nie sprawdziłem.” Iskierka nadziei rozjaśniła jego ciemne myśli.
Poszedł do ciężkich, drewnianych drzwi. Nie miały klamki więc pchnął je mocno. Nie ustąpiły. Ponowił próbę, ze zdwojona siła. Nic. „Nadziej matką głupich.”
Usiadł na pryczy i schował twarz w dłoniach. „To się nie dzieje naprawdę.”
Siedziałby tak nadal, gdyby nie kroki, które usłyszał, za wcześniej wspomnianymi drewnianymi drzwiami. Kroki ustały, dokładnie przed wejściem do pomieszczenia. Wstrzymał oddech.
Nagle, mała zasuwa u dołu drzwi, rozsunęła się szybko.
-Śniadanie księżniczko!- krzyknął ktoś, z drwiną, ochrypłym głosem.
Przez otwór w drzwiach, wsunął się talerz, pełen szarej papki. Zaraz po tym, zasuwa zasunęła się z głośnym zgrzytam. Dopiero teraz, poczuł jak bardzo jest głodny. Rzucił się w stronę drzwi, żeby pochwycić talerz i usiąść z nim, po turecku na pryczy.
Nałożył gęstą substancję, na metalową łyżkę i niepewnie wsunął do ust. Jedzenie nie miło smaku, a konsystencją przypominało ślimaka. Żuł z lekkim obrzydzeniem, ale zjadła do końca i ze zdziwieniem stwierdził, że jest najedzony. Papka była syta, choć nie miała smaku.
Obejrzał się dookoła i bezwładnie opadł na poduszkę. Syknął z bólu, gdy jego głowa natrafiła na coś twardego. Wyprostował się i podniósł śmierdząca poduszkę, wcześniej odkładając miskę i łyżkę na ziemie. Na wyświechtanym prześcieradle, leżał zniszczony zeszyt.
„Nareszcie jakieś światełko w tunelu „. Pomyślał.
Z jawna ciekawością, wziął go do ręki i otworzył. „To pamiętnik. Albo dziennik”. Zdziwił się. Przeczytał pierwsza stronę:
„Własność Greg'o Peithmana”, głosił tytuł.
„Jaki Greg? Może poprzedni więzień? „ Główkował gorączkowo.
Z braku innego pomysłu zaczął czytać.
Cdn....